czwartek, 8 stycznia 2015

Zielony uśmiech

Cześć,



Jak tylko stworzyłam tę stronę, w moim kierunku rozpoczął się szturm pytań:

-O czym zamierzasz pisać?
-Bloga? Po co?
-Zagalizować marichunanen?
-A na co to komu?
-Po co to komu poczeba?



I w związku z tą lawiną zdań zakończonych pytajnikiem, postanowiłam się ustosunkować. Moją odpowiedzią jest: nie wiem. Mam nadzieję, że ów stwierdzenie będzie na tyle satysfakcjonujące, iż zadowoli przeciętnego gracza internetu. A ten gracz, który jest Nieprzeciętny, dojdzie do wniosku, iż ta niewiedza, jest na pewien sposób intrygująca i w ten oto sposób będzie zaglądał na tego bloga w celu odnalezienia odpowiedzi, na nurtujące go pytania.




Dzisiejszy wieczór upłynął mi pod znakiem obalania tezy, jakobym pretendowała na *ujową Panią Domu. Wśród moich najbliższych przyjaciół utarło się, że jeśli chodzi o pomieszczenie kuchenne, to świetnie je sprzątam. Koniec. Kurtyna.




Jako świetny aktor, w najzajebistszym filmie w reżyserii Ricziego Ricza i Marylin Monroe (pozdro rodzice!) o tytule "Moje życie", postanowiłam, że ta kurtyna nie może opaść zbyt szybko. A na pewno nie bez bisu i owacji na stojąco. W związku z tym, po uprzednim dokonaniu mini zakupów, weszłam tam, na niezbadane tereny kuchni... Ja- kucharka. Nie Ja- Sprzątaczka, ale Ja- perfekcyjna pani domu. Współczesny człowiek renesansu - co nie tylko posprząta, ale i ugotuje. I po sobie posprząta.




(oczywiście nie obyłoby się bez kwadratowego essentialu - tak, mam zajawę na geometrię, joł)



Przedstawiam Wam:




Spaghetti #chcępoznaćTwojąmatkjęteraz*Spinache z fetą i pomidorami suszonymi.




Do sklepowego wózka (nie krępując się cenami, bo jest do tygodnia po wypłacie) ładujemy:

makaron spaghetti
szpinak, mrożony/bejbi, jaki wolisz
jogurt naturalny
ser feta, najlepiej tłusty - tłuste bity, tłuste życie, tłusta feta.
pomidory suszone



ufam Wam, że jak i ja, w swoim domu posiadacie jeszcze:

2 ząbki czosnku
szczyptę soli
ciutkę pieprzu
łyżkę oliwy z oliwek/oleju jakiegokolwiek



Jak już skompletujemy całą zawartość essentialu, to muszę Was zmartwić - to nie koniec. Potrawa jeszcze nie jest gotowa... Mi, osobiście, przygotowanie całego posiłku, zajęło mniej więcej tyle, co gotował się makaron, zatem- gotowi, do startu, start! ruszamy...


Wstawiamy wodę, pstryk, szczypta soli, pstryk, słyszysz bulgotanie? nie, nie to w brzuchu (hehe), wsypujesz makaron. W tym czasie nagrzewamy oliwę na patelni.  Na patelnię wrzucamy na krótko drobno pokrojony czosnek. Nakładamy szpinak na patelnię. Powinien gotować się około 5 minut, zanim dodamy do niego cokolwiek. Ok, fajeczka spalona/ 50 przysiadów zrobione/ obejrzana reklama z Eweliną Lisowską- 5 minut minęło, zaczynamy magię kuchenną. Do szpinaku dodajemy trzy łyżki jogurtu naturalnego, mieszamymieszamy!. Uff, rozmieszaliśmy. ("Dlaczego to ma taki dziwny kolor?"). Dodajemy kolejne składniki, kolejno: ser feta, mieszamymieszamy!, pomidory suszone (ale nie wszystkie), mieszamymieszamy!. Szczypta soli, ciutka pieprzu. Danie jeszcze niech się trochę podgotuje, wydobywając ze wszystkich składników najlepsze smaki, a my w tym czasie odcedzamy makaron ("chulera, to już?!"). Na ładny talerz (my ze znajomymi nazywamy takowe zjawisko- Instalerz. Wiecie, że niby taki do fotografowania), układamy makaron. Na makaronie układamy sos. Danie ozdabiamy małą łyżeczką jogurtu naturalnego i pomidorkami suszonymi. Voila!







Kurtyna.




Chcecie bis?


2 komentarze:

  1. Nie zważył Ci się w ten sposób nigdy jogurt? Ja właśnie dlatego dodaję go na końcu jak już zdejmę patelnię z ognia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pyszne ! Ja tylko zamiast makaronu spaghetti dodaje makaron pene :)

    OdpowiedzUsuń