niedziela, 10 maja 2015

Zainwestuj w siebie - część pierwsza - zmiany w wyglądzie

Trochę mnie tu nie było. Przepraszam Cie, droga Audiencjo i obiecuję poprawę. Wiem, że kampania i wybory i takie tam, no ale nie martwcie się, moje obietnice nie są bez pokrycia!

Moja dłuższa nieobecność spowodowana była zbieraniem materiałów. Jak Adam Mickiewicz do dalekich krajów, tak i ja wybrałam się na podróż w poszukiwaniu inspiracji. To tak tytułem wstępu. Ok, mam nadzieję, że kawa/herbata/kakao już zrobione, zatem zapraszam do lektury.

Nigdy nie byłam prymusem z matmy. Mój poziom wiedzy zawsze określany był jako 'zdolna, ale leniwa'. Najbardziej lubiłam zadania typu "Znajdź X" (o, tutaj!). Przez swoje, niezbyt długie dotychczas, życie nie próbowałam swoich sił w hazardzie, ani tego typu grach i zabawach. Żadna ze mnie Lwica z Wall Street. Jedyne o co, i na czym lubię grać, to na emocjach. Artystka- powiecie. Nie lokuję pieniędzy na żadnych rynkach, nie obstawiam w zakładach. Jednak moja ostatnia życiowa podróż obracała się wokół ściśle określonej, ba! okrojonej, tematyki. 

Otóż, zaczęłam zgłębiać wiedzę wokół tego, w co, i jak, warto inwestować. Wędrówkę rozpoczęłam nie na rynkach zachodnich, nie na zagranicznej giełdzie, a na swoim rodzimym podwórku. Tak oto narodziła się seria wpisów, rozpoczęta wraz z dniem dzisiejszym

Zainwestuj w siebie,

czyli kilka kroków do pełnego samozadowolenia
(część pierwsza)

1. Twoje ciało jest Twoją świątynią.

"W zdrowym ciele zdrowy duch", powiadają. Nigdy nie bardzo rozumiałam o co w tym zdaniu tak naprawdę chodzi. Teraz już wiem. My, to nie tylko nasz charakter. My, to także nasza obudowa. Mniej, lub bardziej zgrabna- to tylko zależy od tego jak sami siebie postrzegamy. A na to, jak będziemy widzieli odbicie lustrzane, mamy wpływ tylko my sami. "Jestem za gruba"- to schudnij. "Moje włosy są takie mysie" - to je przefarbuj. "Jestem jakaś osłabiona, nie mam na nic siły" - to zadbaj o zawartość Twojej lodówki, a co za tym idzie, Twojego żołądka.

Zmiany, zmiany, zmiany... Bez odwagi, by je wprowadzić, będziemy dalej tkwili w tym samym miejscu. Błędnym kole Macieja (mam nadzieję, że kiedyś za te moje kwieciste metafory zgarnę jakąś statuetkę Darwina, albo chociaż okrzykną mnie jedną z twórczyń "Praw Murphy'ego")

Pierwszy punkt realizacji naszej największej życiowej inwestycji- inwestycji w nas samych- zacznijmy od... nas samych. To, jak się czujemy we własnej skórze, jest fundamentem naszego ogólnego samopoczucia. Moją życiową inwestycję rozpoczęłam ponad rok temu. Wykupiłam karnet na siłownię, zadbałam o zdrowe odżywianie, zaczęłam dbać o cerę, włosy, skórę i zgłębiałam wiedzę na temat diety, wysiłku fizycznego i zdrowia. Będąc wyposażona w mądrość życiową przysłów, wiedziałam, że nic nie przychodzi łatwo. I nadal o tym pamiętam. Ważne, żeby do wszystkiego w życiu podchodzić z pasją, a nie fanatyzmem. Pędząc ślepo za wymarzonym wyglądem łatwo zapędzić się w kozi róg. No i tym samym kozi wygląd. Grunt, to nie przesadzać, bo przecież nikt chyba jeszcze nie zginął od sporadycznego zjedzenia pizzy, zagryzanej żelkami, popijanej piwem, czy innym napojem gazowanym. Po takiej mieszance wybuchowej można jedynie doznać przypływu endorfin, no i może rozstroju żołądka. Ale co z tego? Aurea Mediocritas - tylko złoty środek i wycentrowanie swoich potrzeb i swoich wymagań, sprawi, że realizacja naszych postanowień nie zakończy się fiaskiem, a sukcesem na długie lata.

Zainwestuj w siebie. Nie marnuj czasu na głupoty. Na to, co myślą o Tobie inni. Zwróć uwagę na to, co myślisz o sobie sam/sama. Jak Cie widzą tak Cie piszą, powiadają. No i co z tego? Chyba lepiej poświęcić czas i energię na to, by postrzegać samego siebie w takim obiektywie, że w wyniku tego obrazu napisana wówczas przez nas autobiografia stałaby się najlepszym na świecie bestsellerem. 

Wędrówkę rozpoczęłam ponad rok temu, powoli widzę rezultaty. Nie w w wyglądzie, a w mojej psychice. Moja przyjaciółka nawet ostatnio usłyszała ode mnie, patrzącej na moje zamaszyste odbicie lustrzane:

"Ej, chyba powoli zaczynam lubić siebie"

I chyba o to w tym wszystkim chodzi. Żeby lubić siebie. Nie wmawiać sobie, że tak jest, a autentycznie lubić. Mieć w sobie trochę wyważonej, a przede wszystkim pokornej, próżności.

 





Jak się widzisz, tak się piszesz- sentencja trochę bez składu i ładu, no ale co z tego...

Ja tak to widzę, że się na to piszę. A wy?






Jak lubicie siebie to polubcie też Zamaszyście Podpisaną na fejsbuczku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz